Krótkiemi łapami, uzbrojonemi w potężne pazury, odrzucało stwardniałą na kamień ziemię, zapuszczało w otwór długi język, zgarniało nim biedne, napadnięte termity i łykało z rozkosznem mruczeniem i sapaniem.
Było to tak zwane prosię ziemne, żyjące w Afryce zachodniej i wykopujące dla siebie głębokie nory, o zawiłych, kilkumetrowych galerjach podziemnych.
Napatrzywszy się na to niezwykle czujne zwierzę, Y zmierzył do niego starannie i wypuścił strzałę.
Kimfé w okamgnieniu rzuciło się do ucieczki, wymachując grubym ogonem.
Strzała utkwiła w niem jednak, więc szybko traciło siły i biegło coraz wolniej.
Y ścigał swoją zdobycz. Zwierzę, widząc, że nie zdąży dobiec do legowiska, położyło się nagle na grzbiecie i, wystawiwszy naprzód potężne łapy, przygotowywało się do rozpaczliwej obrony.
Druga strzała pozbawiła kimfé życia.
Z triumfem przywlókł Y swoją zdobycz do obozu. Cieszyła go myśl, że towarzysze dostaną świeże pożywienie.
Murzyniątka z hałasem i śmiechem przystąpiły do obdzierania zwierza ze skóry i przyrządzania strawy.
Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.