Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

powiew. Oprzytomniawszy trochę, skierował wzrok nadół.
Chłopak wydał radosny okrzyk, bez sił opuścił się na ziemię i zapłakał.
Ujrzał przed sobą zielone morze dżungli. Jak okiem sięgnąć, nie widział nic, oprócz drzew, i tylko w jednem miejscu błysnęło wąskie pasmo wody.
— Rzeka! Moja „rzeka szczęśliwości”, o „Wspaniały!” — wyrwał się chłopakowi pełny wdzięczności szept.
Zapominając o zmęczeniu i słabości, dużemi susami zbiegał Y zboczem góry i po chwili znowu krzyknął.
Pod zwisającą skałą spostrzegł niewielkie błotko, do którego ściekała wąska struga wody małego źródełka.
— Ocaleni! Ocaleni! — wołał, przypadając do wody.
Napiwszy się, zjadł na surowo jedną perliczkę i zaczął znowu wdrapywać się na zbocza góry. Biegł teraz całym pędem, śpiesząc się do swoich towarzyszy, aby przynieść im radosną wieść.
Dobiegł właśnie w chwili, gdy chłopaki spierały się, kogo mają obrać za wodza na odwrotną drogę.