Przed zachodem słońca zapomniała o nim, bo znowu przyszedł Subakha, zabrał jej skórę pantery, zajrzał do każdej chaty, zatrzymał się w jednem miejscu, gdzie czerniała zbroczona krwią ziemia, dotknął jej palcami, wziął szczyptę i, schowawszy ją do małego woreczka, wiszącego na szyi, odszedł na swoją górę.
Następnego dnia przybyli biali ludzie, a idący za nimi murzyni nieśli worki z prosem dla umierających z głodu mieszkańców wioski.
— Dobry, dobry Subakha! — wołali wieśniacy. — Przebłagał fetyszów i oto posłali nam pomoc!
Urzędnik, usłyszawszy te słowa, zaczął wypytywać o to, co się stało we wiosce, a, dowiedziawszy się, ze smutkiem pokiwał głową, podzielił proso pomiędzy mieszkańców, sam zaś odszedł, uprowadzając z sobą Ntiegę — „kobietę-panterę“...
Straszny, otoczony ubóstwieniem i szacunkiem — tajemniczy „człowiek z góry“ pozostał w swojem legowisku śród skał; ludność wioski szczęśliwie przetrwała okres głodu i śmierci, Ntiege o wszystkiem zapomniała, bo dużo już lat upłynęło od dnia, gdy osadzono ją na Tamarze, wyspie wygnania...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Gdy podczas rozmowy p. Pourroy ze wstrętną na pozór kobietą-panterą patrzyłem na jej wychudzone ciało, na jej błyszczące bez źrenic oczy, mocne, białe, zwierzęce zęby i na jej twarz zastygłą, z jednym tylko wyrazem dzikiej czujności — opisany przed chwilą obraz, niby niejasne przeczucie, niewyraźna, niepokojąca zjawa, przemknął mi przez myśl, a wtedy potworna megera stała się nagle godną litości i zrozumienia.
Przecież było to zwierzę, przejęte od urodzenia do śmierci wielkim lękiem przed niewidzialnemi, a zawsze wrogiemi potęgami; kobieta-pantera, stokroć nieszczęśliwsza i straszniejsza od plamistej kotki, bo bezwiednie podlegająca wpływowi otoczenia, namowom ludzi, odczuwająca ciążącą na sobie dłoń nieznanego, gniew-