Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

Pawłem Saunier!) nie miał już czasu na urlopy i wypoczynek dla siebie. Pracował wyłącznie z metysami i murzynami — subjektami i biuralistami, doglądając wszystkiego osobiście, kierując całem przedsiębiorstwem bez wytchnienia.
Znajomi i lekarze ustawicznie doradzali mu, aby nie zaniedbywał sprawy wyjazdu z Afryki, chociażby na krótki czas. Paweł Saunier miał na te rady zawsze gotową odpowiedź:
— Przedsiębiorstwo się rozwija — mówił twardym głosem — więc nie mogę go porzucić w połowie drogi. To nie jest wyłącznie osobista sprawa, lecz narodowa — rozwój naszych wpływów śród tubylców, stworzenie rynku dla naszego przemysłu! Francuzi, jak wiemy, niechętnie jadą do kolonij, dlatego każdy pracujący człowiek jest tu potrzebny. Nie wolno porzucać zdobytych placówek!
— Zbyt surowym głosem wygłaszał kupiec te stereotypowe myśli, żeby można było uwierzyć w to, iż się stały one poniekąd zasadą jego pracy! Poprostu — Saunier niespodziewanie stawał się miljonerem, szybko idąc ku wielkiej zamożności. Nie ojczyzna, lecz rosnąca w książeczce bankowej suma kapitału byłego skromnego subjekta sklepowego trzymała go, przykuwała złotym łańcuchem do podstępnej ziemi afrykańskiej.

Późniejsze dochodzenie sądowe dowiodło, że Saunier oddawna chorował na malarję, a żadne środki europejskie bez zmiany klimatu i trybu życia naturalnie pomóc mu nie mogły. Kupiec zaczął się leczyć u znachorów murzyńskich, nadużywać orzechów „Kola“, tak bardzo podbudzających system nerwowy, palić kif[1], pić... Podniecenie nerwowe wywołało nadzwyczajny erotyzm, o którym świadczyły ciągłe zajścia pomiędzy Saunierem i murzynkami. Nareszcie ten już zrujnowany na zdrowiu człowiek, jeszcze niedawno

  1. Rodzaj haszyszu z miejscowych konopi.