Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

ZAMIAST PRZEDMOWY.


Czcigodna, nieodżałowana Lady Stanley!

Piszę do Ciebie, Pani, ten ostatni list, boś odeszła na zawsze...
Dziwnie się złożyła i melancholijnie zakończyła nasza przyjaźń... Byłaś, Pani, oddaną przyjaciółką i małżonką wielkiego Stanleya, znałaś i rozumiałaś jego myśli, troski, radości i wysiłki podróżnika.
Wyczułaś więc i w moich książkach włóczęgi po kuli ziemskiej, utajone myśli, gorącą miłość do ludzi i głębokie współczucie dla miotających się dusz i serc, niezależnie od tego, czy kryją się one w białem, żółtem, czerwonem czy czarnem ciele.
Obdarzyłaś mię, Pani, swoją przyjaźnią aż do końca ziemskiego okresu naszego istnienia, gdyż w trzy tygodnie przed odejściem w zaświaty posłałaś mi pełen pogodnej rezygnacji wiersz Musseta...
W jednym ze swoich listów do mnie pisałaś, Pani, że uczony doktryner jest zawsze przeciwnikiem podróżnika i pod tym względem w dziwny sposób łączy się i idzie ramię w ramię z najciemniejszym analfabetą — wrogiem człowieka, mówiącego o czemś nowem i dotąd nieznanem.
Pisałaś, Pani, że śmierci Kolumba żądali podobno z jednakową gorliwością uczeni uniwersytetu w Salamance i tłum ulicznych przekupniów w Madrycie...
Radziłaś mi wtedy, Pani, starać się zawsze o uspokojenie uczonych.
Idę za temi wskazówkami i piszę tę przedmowę.