Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

Wtedy słońce uciekło, a Saunier pozostał z leżącym obok trupem...
Słońce-djabeł zwyciężyło.
Paweł Saunier zakończył swoje życie w domu dla obłąkanych, do ostatniego tchnienia walcząc ze słońcem-wrogiem.
— Przypomniałem tę historję dlatego, aby pan i członkowie pańskiej ekspedycji nigdy nie rozstawali się z hełmami! — zakończył z uśmiechem swoją opowieść sędzia.
Naturalnie, że staraliśmy się nie zapominać o naszych hełmach, lecz to nie wystarcza w walce ze słońcem.
Przyglądałem się uważnie urzędnikom i kolonistom, spędzającym nawet z ustawowemi urlopami dłuższy czas w kolonjach, i myślę, że tylko wyjątkowe natury nie poddają się trującemu, niszczącemu wpływowi słońca. Większość ma już tę truciznę we krwi, w mózgu, w nerwach.
Melancholja, rozczarowanie, apatja, rozgoryczenie, cicha rezygnacja, nadzwyczajny wybuch energji, przesadna egzaltacja, wygórowane zachwyty nad pięknością kraju, poetyzowanie tubylców, paląca tęsknota za Francją, a później nieprzezwyciężona chęć powrotu do Afryki — wszystko to stanowi wynik działania strasznej trucizny, którą jest słońce. Jak haszysz, daje ono chwilę nadzwyczajnego podniecenia i ekstazy, długie godziny obojętności i zapomnienia, tygodnie rozpaczy i rozczarowania, miesiące bezbrzeżnej melancholji lub wybuch szału.
Jeden tylko odłam białego społeczeństwa w kolonjach zwycięsko walczy ze słonecznym jadem. Są to mnisi i mniszki katolickich misyj religijnych, pracujących ciężko wśród ludności tubylczej. Nie wiem, jak długo żyją ci bohaterowie idei Chrystusowej. Prawdopodobnie krócej od swych braci i sióstr, działających na północy Afryki śród Arabów i Berberów, jednak zniszczenia, szerzonego przez słońce, zauważyć na nich nie można. Widocznie surowe, wstrzemięźliwe,