Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

Po każdej mojej książce śród uczonych mojej ojczyzny zaczyna panować niepokój. Słyszę trwożne pytania: Skąd autor czerpie materjał dla swoich spostrzeżeń i wniosków? Czy opisuje fakty rzeczywiste, czy posługuje się fantazją pisarza?
Tym wstępem chcę wnieść ukojenie do wzburzonych umysłów uczonych różnych specjalności, — przynajmniej w stosunku do tej mojej książki.
Oto najwięcej autentycznych dokumentów, wskazówek, nie podlegających krytyce i oryginalnych materjałów dostarczyły mi przeróżne żywe istoty.
Na pierwszym planie mój boy — czerwonoskóry murzyn szczepu Fulah, mądry i zawsze tajemniczy Umaru Bari; czarny jak heban Malinké, podchorąży, dowodzący moją eskortą; tropiciel bawołów i słoni — Baulé Konan; milutka, filigranowa blondyneczka — pani Davesne; mały, biały, o przeźroczystej twarzyczce chłopaczek trzyletni, imieniem Jacquot i inny — czarny łobuz, griot, baśniarz Delimané; czarownik Namara Diadiri; król Moro Naba; urzędnicy kolonjalni, plantatorzy, kupcy, gubernatorowie, lekarze, oficerowie, którzy napisali zadziwiające książki, wreszcie pewien sędziwy, mądry marabut; dziwaczny i zamyślony ptak — „kalao“ oraz moja szympansica „Kaśka“, której przodkowie przywędrowali do Afryki z wyklętej, spalonej i zatopionej przez bogów Lemurji i przechowali ukryte w milczeniu legendy i obyczaje dawnej ojczyzny.
Oni wszyscy byli moimi informatorami, oni wynaleźli w wielkiej księdze Natury rozdziały o Afryce prawdziwej, wcale niepodobnej do papierowej, chociaż opisywanej nieraz nader mądrze; oni z pobłażliwym uśmiechem oceniali dzieła uczonych — każde na swój sposób.
Źródła te wskazują, że moja książka nie jest pisana dla tych uczonych, którzy, siedząc w ciemnym gabinecie na północy, piszą mądre rzeczy o płomiennem słońcu równika, lub, brzydzą się, rozwodząc się nad równością wszystkich ras ludzkich, dotknięcia ręki swego służącego.
Jedynem źródłem dla moich wniosków jest życie, czyli porywający obraz ruchu, uczuć i myśli, obraz,