Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/120

Ta strona została skorygowana.

W Gwinei i w innych kolonjach spotykałem kilka gatunków termitów, budujących kopce różnego kształtu. Największe wznoszą „termity wojownicze“ (Termes bellicosus). Są to wysokie nieraz na 2—2½, metra nasypy stożkowate, a że prawie zawsze powstają pod drzewem, więc to dodaje im nowych, zupełnie fantastycznych kształtów. Podczas ulewy woda, ściekająca z wysoko położonych gałęzi drzewa, rozmywa powierzchnię kopca, tworząc baszty i wieżyce, nadające siedzibie termitów wygląd ruin zamku rycerzy-rozbójników. Jest to poniekąd logiczne, bo kopce te niedarmo należą do wojowniczych termitów!
Inny znowu gatunek (Eutermes) przewierca drzewo i wewnątrz niego prowadzi swoje kurytarze, buduje sale, śpichrze i inne lokale, zastępując wydrążone części drzew a przerobionym przez siebie materjałem i pozostawiając tylko korę, pokrytą ciągnącemi się po niej krytemi galerjami z cementu. Nieraz drzewo tak jest przez termity stoczone, że pada przy słabym nawet wysiłku. Na drzewach, zajętych przez kolonję Eutermes, nigdy nie siadają ptaki i motyle.
Przed wieczorem przybyliśmy do osady Forekarja, gdzie nas przyjął miejscowy administrator tej prowincji, p. Martin Chartrie z żoną. On — bretończyk, atletyczny, wysportowany, myśliwy, rybak, energiczny, pełen zrozumienia zadań kolonizacji urzędnik, kochający Afrykę; ona — elegancka paryżanka, przeniesiona gwałtownie z lasku Bulońskiego do brussy.
Mieliśmy spędzić kilka dni w bardzo wygodnym i obszernym domu państwa Martin Chartrie, gdyż chcieliśmy tu poznać szczep Sussu i zakosztować pierwszych polowań. Urządziwszy się w przygotowanym dla nas lokalu, tegoż dnia wyruszyliśmy na pogranicze Sierra Leone do dużej osady Formoriah. Po drodze widzieliśmy dzikie drzewa kawowe, agawy, palmy kokosowe, dość duże pola ryżowe i wielką ilość nieznanych dzikich owoców o nazwach tubylczych, nic nam nie mówiących.