Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

— Czy pan czytał tę rzecz? — zapytałem gospodarza domu.
— Czytałem — odparł. — To ciekawy artykuł!
— To ja go pisałem! — oznajmiłem z rozbrajającą skromnością.
Gospodarz odrazu zmienił swój sposób postępowania i urządził dla nas wspaniałą kolację.
Coś podobnego przytrafiło się nam i w Formorji — w gościnnej firmie F. A. O...
Gdy zwiedzałem osadę, mój węch włóczęgi, który się zna na ludziach i okolicznościach, wyraźnie uczuł, że jestem śród przemytników. Bardzo energiczni, ożywieni, a trochę niespokojni są ci Syryjczycy! Sussu są stworzeni na kontrabandzistów, bo któż odróżni tubylca z Gwinei od jego pobratymca z Sierra-Leone? A granica tak blisko!... Nikt jej nie ochrania i nie strzeże... Tam — drogie funty i szylingi, tu — tanie franki... Tam — tkaniny angielskie bez cła, tu — te same tkaniny, wysoko opodatkowane... Tam skupują orzechy kola i kauczuk w dowolnych ilościach, tu — murzyni dadzą ich dużo za strzelbę skałkową, za dobry nóż, za sztukę barwnego perkalu dla pięknych kobiet Sussu...
Stanowczo nie mylił mnie mój węch i nie mogły oszukać zbyt wesołe twarze bladych Syryjczyków o niespokojnie biegających, czarnych, przenikliwych oczach!...
W powrotnej drodze zadziwiła nas duża ilość ptaków, zrywających się tuż pod kołami samochodu z ziemi, oświetlonej jego latarniami. Odlatywały z przeciągłym krzykiem lub, uderzając się o grubę szkło latarni, spadały na drogę; jeden z nich pozostał na skrzydle wozu. Obejrzeliśmy go. Był podobny do dużego brodźca. Tego krzykliwego ptaka Sussu nazywają „Filikuonhi“, zoologja — Lobivanellus senegalensis. W dzień nigdy nie można go spotkać na drodze, gdyż kryje się w brussie i na brzegach rzek.