Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/131

Ta strona została przepisana.

wali ich także „królami zbójów“, albowiem Szasu lubowali się w przelewie krwi.
Wieki mijały, a Szasu burzyli i plądrowali żyzny, umiłowany przez Ra Egipt. Tak trwało aż do dnia, gdy waleczny faraon Amozis I podniósł ludność przeciwko „królom zbójów“, Mentiu — pastuchom, i Sintin — łucznikom, bo takie przydomki dali mieszkańcy doliny Nilu „ludziom węża“.
Amozis wyparł przybyszów, i od tej chwili zniknęli oni prawie bez śladu, odchodząc na wschód do Azji i na zachód, do pustyni, która ich pochłonęła, jak morze pochłania garść wrzuconego doń żwiru.
Na kolumnach świątyń i pałaców egipskich pozostały uwieczniające najeźdźców hieroglify, oznaczające jednocześnie węża i konnego łucznika Szasu.
Oni, ci „ludzie węża“ do hufca wielkich bogów egipskich wprowadzili Seta-Sutekha, demona jałowej i piasczystej pustyni, boga ponurego, posługującego się złowrogim sługą — krokodylem boga w postaci węża, czołgającego się śród ciemnych chmur. Kapłani z Teb zapomnieli po odejściu najeźdźców o „ludziach węża“, lecz Set pozostał, pozostał bóg o kształtach węża, o głowie smoka, o ponurem znaczeniu mroku i zniszczenia.
To wszystko, co pozostało w Egipcie po „ludziach węża“.
Czy zginęli Szasu w pustyni Libijskiej i Saharze, czy wywędrowali dalej, niosąc mord i zniszczenie — o tem w Egipcie nie wiedziano.
Szasu odeszli, a piaski pustyni zamiotły ślady ich koni; pozostałe po nich ruiny i zgliszcza kazali „synowie słońca“ usunąć i wznieść nowe monumenty, które przetrwały aż do naszego wieku.
Szasu, ludzie węża, nie zginęli jednak. Przekroczyli oni góry Atlasu, gdzie szczep Berberów Suss przechował ich imię; przebili się przez piaski Sahary, kośćmi swemi znacząc te szlaki, ktoremi dotąd kroczą karawany Arabów i Tuaregów; doszli do Senegalu i Nigru, podbili istniejące tam państwa murzyńskie i rozprószyli