Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/137

Ta strona została przepisana.

szalonych ruchach tancerek spadają z nich szaty, nawet przepaski z bioder zsuwają się na ziemię, a nagie, pochylone, lubieżne ciała płyną i miotają się przed oczami widzów.
Nic już nie ukrywa tajemnicy tych pięknych ciał, które żądają i wołają ku złożeniu ofiary na cześć opiekunki sił rodzących, Astarte, matki życia i nowych, wciąż nowych pokoleń!
Tam, przy tych ogniskach, w noc księżycową, w wirze ruchów tanecznych, śród zmieszanych aromatów buré, n’kaba i sumare, potu i dymu ogniska, odbywa się tajemnica doboru męża i żony, a okoliczna dżungla epilog tej tajemnicy zazdrośnic ukrywa w swoich haszczach, spowitych zwojami czarnego płaszcza mroku...
Zmęczeni muzykańci urwali nagle melodję.
Wizja prysnęła... Znalazłem się nie przy ognisku, płonącem w dżungli, za wioską tubylczą, lecz na placyku przed rezydencją komendanta.
Dziewczęta doprowadzały do porządku swoją toaletę i mocniej ściągały węzły chustek, podtrzymujących piękne uczesanie. Tłum powoli się rozpraszał.
Dostojny kacyk z powagą wyciągał do nas ręce na znak pożegnania.
Weszliśmy do domu, gdzie już czekał na nas obiad. Nagle z podwórza doszły do nas głosy niewieście, śpiewające „Marsyljankę“, a później tak popularną „Madelon“.
Ujrzeliśmy kilka bardzo bogato ubranych dziewcząt z rodzin arystokratycznych, patrycjuszowskich, wywodzących się od dawnych królów-wodzów i książąt krwi. Nie chciały one łączyć się z pospólstwem, z plebejuszami i potomkami niewolników, więc przyszły osobno, wystrojone, dumne, z parasolkami w ręku, jako oznaką „wysokiej“ cywilizacji.
Lecz cóż znaczyła ich służalcza „Marsyljanka“ i oklepana „Madelon“ tu, gdzie przed chwilą przesunął się przed mojemi oczami cień bogini Astarte i,