Nazajutrz po naszym powrocie do Konakry przybył z Francji p. Georges Poiret, gubernator Gwinei. Administracja i ludność biała i czarna wyległy na spotkanie gubernatora, cieszącego się w swojej kolonji wielką popularnością. Dlatego, aby ujrzeć gubernatora i uścisnąć mu rękę, tłumnie przybyła ze swemi orkiestrami, griotami-błaznami i tancerzami starszyzna szczepów Sussu, Malinké i Fulah. Wodzowie tworzyli bardzo malownicze grupy. Rasowe, dumne twarze, okazałe, olbrzymie postawy, piękne, białe, haftowane szaty, wysokie laski kapłańskie w rękach, powolne, dostojne ruchy cechowały tych potomków groźnych „królów-pastuchów“, „synów ziemi“ i, być może, najczystszych, bo najstarszych Egipcjan-Fut.
Gubernator przybył motorową łodzią z okrętu, obszedł, witając, szeregi zebranych urzędników oraz tłum starszyzny murzyńskiej i wśród okrzyków ludności odjechał samochodem do swego pałacu.
Poiret, nader wszechstronnie wykształcony administrator, udzielił mi wiele czasu na rozmowy, z których wiele skorzystałem. Zrozumiałem wtedy zasadniczy kurs polityki francuskiej w kolonjach, osnuty na tem, żeby wytworzyć kadry mniej więcej cywilizowanych murzynów, którzy nie chcieliby już, a może nawet nie mogli powrócić do dawnego życia pierwotnych ludzi. W społeczeństwie murzyńskiem stanowiliby oni naturalnie mniejszość, lecz, przy ogólnej bierności tubylców, „nowi“ murzyni mogliby stanowić potężny czynnik
Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/144
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VIII.
TCHNIENIE EUROPY I ZNOWU — DŻUNGLA.