cywilizacyjny, pociągający swoim przykładem coraz szersze i liczniejsze warstwy ludności.
Mnie się zdaje, że psychologicznie jest ten plan zupełnie dobrze uzasadniony i może liczyć na powodzenie. Mam jednak pewne wątpliwości, a mianowicie, czy nie stanie mu na przeszkodzie element, składający się z mulatów, element niebezpieczny i coraz liczniejszy, a w wzroście swoim przez prawo dotychczas nie ograniczony. Obawiam się, że biali ludzie dożyją na czarnym kontynencie powtórzenia się historycznych wypadków, które wstrząsnęły podwalinami starożytnego Rzymu w Afryce, gdy się rozpoczęły wybuchy niezadowolenia ludności, żądającej nadania jej „ius connubii“, przyznania barwnym żonom i dzieciom praw obywatelstwa rzymskiego. O te prawa mulaci upomną się niezawodnie, a jeżeli potrafią pociągnąć za sobą swe czarne matki, następstwa mogą być nieobliczalne.
Na swoje obawy i wątpliwości otrzymałem od administratorów kolonjalnych albo odpowiedzi zbywające lub też frazesy, w których widoczna była źle ukryta tendencyjność.
Poiret osobiście wierzy w możliwość ucywilizowania murzynów, a zarazem także i w emancypację myśli tubylczej.
Kiedy to nastąpi?
Odpowiedź trudna, bo nic o tem nie mówi dusza murzynów współczesnych, ta mięszanina radości i — przeczucia śmierci, walki z naturą o byt i — obojętności do życia, marzeń o wielkiej przeszłości i — nędzy, cierpień, spowodowanych przez wybujałą potęgę ziemi, i — rozkoszy, zrodzonej z tejże potęgi. Nic też nie mówi o tem nauka, która mogłaby zwyciężyć w walce z naturą Afryki i wskazać tubylcom drogę dalszego rozwoju. Nauka tymczasem milczy o tem, widocznie przerażona rozległością i trudnością zadania, lecz nie cofa się, bo w sąsiednim Sudanie już przypuszcza pierwszy atak, zmieniając ogromne jałowe obszary na tereny rolnicze.
Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/145
Ta strona została przepisana.