Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/152

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IX.
PRÓBA TRUJĄCA.

Pewnego razu — zaczął opowiadać mój znajomy, — przybył do naszego portu statek z Marsylji. Jedna tylko pasażerka wysiadła w przystani i natychmiast udała się do rezydencji gubernatorskiej.
Zgłosiwszy się do dyżurnego urzędnika, pokazała paszport i oznajmiła, że jest żoną kaprala pułku strzelców senegalskich, Moriba Diallo, który jest... synem króla szczepu Malinké.
— Ależ my tu nie mamy żadnego króla! — zaprotestował urzędnik.
— Wiem o tem! — odparła kobieta z godnością. — Mój mąż uskarżał się właśnie na władze francuskie, że znoszą do szczętu wpływy i aureolę dawnych rodów królewskich, że nasza administracja działa wbrew tradycjom ludności i mimowoli dopomaga do szerzenia się śród tubylców islamu, który zawsze opiera się na panujących i wpływowych rodzinach.
Urzędnik ze zdziwieniem spojrzał na mówiącą, bo to samo zdanie czytał w dziełach różnych poważnych autorów i w raportach wyższych urzędników. Po chwili ochłonął i rzekł:
— Być może, być może, droga pani, że wszystko to jest tak, lecz twierdzę z całą stanowczością, że o „królu“, noszącym nazwisko Diallo, nigdy nikt nie słyszał w kolonjach!
Kobieta opuściła oczy i zacisnęła usta, nieprzejednana i nieprzekonana.