Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/154

Ta strona została przepisana.

— Czy kapral Diallo pisał do pani listy?
— Nie...
— Czyż pani nie rozumie, że kapral Diallo jest zwykłym łobuzem, który wykorzystał niedoświadczenie pani, jej naiwność? — wybuchnął urzędnik.
— Nie, panie! — zawołała kobieta, podnosząc smutne oczy. — Myślę, że Moriba jest chory po tych strasznych ranach, które odniósł, walcząc za Francję, więc nie mógł ani pisać, ani przysłać mi pieniędzy. O! Ja widziałam te rany, gdy przychodziłam do szpitala, aby szyć dla rannych bohaterów bieliznę, zwijać bandaże... Co noc przychodziłam, aby czemkolwiek służyć Francji w ciężkiej chwili potrzeby i niebezpieczeństwa. On z pewnością jest bardzo chory, może, nawet już nie żyje. W takim wypadku chcę chociażby pomodlić się na jego mogile i krzyż nad nią postawić...
Złożyła ręce, jak do modlitwy, i błagalnie spoglądała w oczy urzędnikowi.
Ten chciał jeszcze o coś pytać, lecz nagle zmienił postanowienie i rzekł cichym głosem:
— Każę panią ulokować w gościnnych pokojach przy oficerskich koszarach i natychmiast rozpocznę poszukiwanie kaprala.
Napisał kilka słów na kartce, zawołał woźnego i kazał zaprowadzić panią Magdalenę Diallo do koszar.
Tegoż dnia rozpoczęły się poszukiwania Moriba Diallo, a że kaprali strzelców senegalskich nie było zbyt wielu w kolonji, a straszliwie poranionych w bitwie na Marnie — jeszcze mniej, więc wkrótce odnaleziono murzyna i w towarzystwie żołnierza wyprawiono go do biura gubernatora.
Urzędnik kazał go wprowadzić do swego gabinetu, spodziewając się ujrzeć inwalidę, pokaleczonego, chorego i znękanego.
Do biura wszedł olbrzymi, tęgi, jak dąb, murzyn, z charakterystycznemi dla szczepu Malinké tatuowanemi bliznami, idącemi przez policzki, od kącików oczu aż do ust. Był nagi, czerwona przepaska otaczała