Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/155

Ta strona została przepisana.

mu biodra. Urzędnik przyjrzał się uważnie tubylcowi. Istotnie, murzyn miał na brzuchu, piersiach i boku straszliwe ślady ran, lecz ciało czarnego człowieka po powrocie na rodzinną ziemię zwalczyło wszystko i powróciło do zdrowia.
— Te blizny otrzymałeś na wojnie? — zapytał urzędnik.
Murzyn wyszczerzył ogromne, białe, jak u pantery, kły i zaśmiał się bezczelnie i głucho.
— No, tak, mussu! Na wojnie! To wrogowie Francji tak mnie pięknie wytatuowali — wykrzyknął chrapliwym głosem.
— Moriba Diallo! — zaczął urzędnik. — We Francji ożeniłeś się z panną Magdaleną Truot?
— Dlaczego nie miałem się żenić, gdy białe kobiety same wieszały mi się na szyi! — odparł, bezczelnie mrużąc oczy.
— Jakto? — zapytał urzędnik.
— Ożeniłem się tam kilkakrotnie! — śmiał się kapral. — Przecież my, murzyni, możemy mieć po kilka żon. W Darghay pozostawiłem pięć, dlaczego we Francji nie miałem pozostawić trzech? Same chciały, abym się z niemi ożenił. No, więc się i ożeniłem! Niech choć coś mam za przelaną krew na wojnie. Poznałem białe kobiety, ciekawe miłości murzyńskiej! Cha! cha! cha!
Śmiał się długo i bezczelnie, ale urzędnik podniósł głos, więc kapral umilkł, prostując się po wojskowemu.
— Za te twoje sztuki możesz się dostać do więzienia, łobuzie! — groźnym głosem rzucił urzędnik. — Dlaczego podawałeś się tym kobietom za królewskiego syna i za chrześcijanina?
Murzyn nie wytrzymał i znowu parsknął śmiechem.
— Robiłem tak, jak robili moi biali koledzy ze szpitala. Każdy z nich, przymilając się kobietom, twierdził, że jest synem hrabiego. Ja swego ojca uczciłem tytułem królewskim... przez miłość synowską... A co do chrześcijaństwa, no, to, przecież biali