opowiadał białej kobiecie o czarownikach, o ich mądrości i sile, jak mówił jej o potędze fetyszów, a biała żona śmiała się i objaśniała mężowi coś, czego one nie mogły zrozumieć.
— Jeżeli tak dalej pójdzie — szeptały złowrogo i namiętnie murzynki — mieszkańcy nie wpuszczą czarownika do wioski, nie będą mu przynosili prosa, ryżu, mięsa i dolo[1], a może przyjść nawet taki dzień, gdy go wydadzą w ręce Francuzów, którzy ścigają „ludzi, działających w cieniu“[2]... Już się na to zanosi, bo dziś właśnie przybyli biali naczelnicy, biała kobieta coś im długo opowiadała...
Czarne żony Moriba Diallo do północy szeptały, łgały i miotały słowa nienawiści, aż czarownikowi płonąć zaczęły oczy, zadrżały grube wargi, odsłaniając duże, żółte zęby.
— Milczcie! — rzekł chrapliwym głosem. — Będę naradzał się z duchami dżungli...
Długo siedział zadumany nad małem ogniskiem, rzucając na węgle zioła i kawałki kory, aż się cały szałas zapełnił dymem.
— Zbliżcie się do mnie! — rzekł nareszcie. — Duchy nauczyły mnie, co mamy zrobić z białą kobietą. Słuchajcie uważnie, a pamiętajcie, że, jeżeli powiecie komuś, że to ja was nauczyłem, duchy zaduszą was i wasze dzieci...
Sześć czarnych, ciemnych głów schyliło się nad ogniskiem i naradzało się długo... długo.
W tydzień później przybiegł do wsi młody tubylec, oznajmiając, że tegoż wieczoru powrócą myśliwi. Gdy ta wieść doszła do zagrody Moriba Diallo, jedna z czarnych żon natychmiast wysunęła się z domu i jęła przedzierać się przez dżungle, aż wyszła na ścieżkę, którą mieli powracać mężczyźni. Tu ukryła się w krzakach i cierpliwie czekała.