Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/171

Ta strona została przepisana.

Gwinei lub z gór Futa-Dżalon. Tu, pod ciemnem sklepieniem mangowych konarów, korzyli się przed tym ołtarzem dawni niewolnicy i ich potomkowie, pozbawieni wszelkich praw w środowisku murzyńskiem, ludzie bezdomni i bezbronni, których Zbawiciel usiłował, zdawało się, ogarnąć rozkrzyżowanemi ramionami, przytulić do piersi, ukoić słowami pociechy i miłości i zapowiedzieć nowe przyjście Swoje. O niem mówił właśnie głosem groźnym, przenikającym do serca i mózgu kaznodzieja, powtarzając za ewangelistą Łukaszem słowa Chrystusa:
„Na ziemi będzie uciśnienie narodów i rozpacz, gdy zaszumi morze i jego wały, gdy ludzie drętwieć będą w strachu przed oczekiwaniem tego, co spadnie na wszystek świat“...
Te wierzące tłumy czarnych chrześcijan przyjmowały cząstkę ciała i krwi ukrzyżowanego Zbawiciela, a nikt więcej głębiej, i gorącej od nich nie mógł odczuwać tajemnicy tego misterjum. Nikt, bo przecież ich ojcowie czynili to samo, zjadając skrwawione okruchy ciała ludzkiej ofiary, złożonej na cześć płodnej w dary doczesne bogini — Ziemi, łącząc się z nią więzami krwi i wspólnoty duszy!
Nauka Chrystusa, nauka przeznaczona dla ubogich w duchu, skruszonych i uniżonych, smętnych i jęczących, cichych i pokornych, głodnych i spragnionych sprawiedliwości, jak wszędzie na całej ziemi, znalazła posłuch śród ubogich, uniżonych i krzywdzonych.
Lecz wolni ludzie dżungli i gór afrykańskich nie garną się pod ramiona krzyża męki i zbawienia.
Chrześcijaństwo jest w umyśle czarnego tubylca ściśle związane z białym człowiekiem — posiadającym straszliwą, piorunującą broń palną, umiejącym odcinać chore członki, nie zabijając człowieka, rozmawiać na odległość, przenosić się z miejsca na miejsce bez hamaku i konia, posługując się wozem bez zaprzęgu, latać w powietrzu, przepływać ocean, posługiwać się błyskawicą i piorunem i robić niewolnikami całe ludy.