Czarny maszynista i jego pomocnik palacz, czarny naczelnik stacji, czarni konduktorzy czekali na naturalny koniec improwizowanego targu, a później lokotywa huczała przeciągle i mknęła, wlokąc za sobą łańcuch wozów, robiła zawrotne skręty, wspinała się na pagórki i, jak wściekła, staczała się na łeb na szyję w równinę, pędząc dalej i dalej w obłobach czerwonego kurzu, w chaosie turkotu kół, brzęku łańcuchów, skrzypu hamulców i wrzasku czarnych pasażerów.
Pierwsza większa stacja wypadła w Kindji, położonej śród gór Futa-Dżalon, otaczających już plant kolejowy ze wszystkich stron.
Tu spotkało nas bardzo przykre niepowodzenie, gdyż mieliśmy zamiar zwiedzić Instytut Pasteura, znajdujący się w okolicach stacji, lecz, jak się okazało, pociąg stał tu tylko godzinę.
Na peronie spotkał nas zastępca dyrektora Instytutu i w krótkich zarysach przedstawił plan dokonywanych badań. Już w Warszawie otrzymałem z Instytutu jego raport[1] z opisem prac, kierowanych przez p. J. Willbert podług programu prof. Calmete’a.
Żywym materjałem dla badań są małpy: szympansy, genony, babuiny i inne. W raporcie Instytutu migają przed oczami imiona: Luciola, Gertruda, Gison, Butor, Baby, Róża, Emilja, Hektor, Lulu, Tekla, Tonio, Katarzyna, Juno, Zizi itd.
A przy tych imionach najczęściej widzę krzyż i słowa: „Zmarła na gruźlicę.“
Te imiona należą do małp różnych gatunków. Przywleczono je z dżungli i użyto w badaniach nad sposobami walki ze straszliwą klęską, dziesiątkującą ludzkość.
Lekarze zastrzykują małpom pod skórę lub wprowadzają do żołądka żywe kultury bakteryj Calmette-Guerin, czyli tak zwaną „BCG“. Małpy znoszą te
- ↑ Extrait des Annales de l’Institut Pasteur, T. XXXIX., p. 641, Sierpień 1925 r.