Mimowoli oczekiwałem, że ujrzę wspaniałego starca, podnoszącego ręce do słońca i śpiewającego hymn do Ammon-Ra.[1]
„O ludzie, coście wyszli z oczu boga Ammon-Ra! Rozprószyliście się, jak piasek pustyni, po obliczu ziemi, wy — owieczki boskiego Ra; podzieliliście się na wrogie sobie rodziny, niepomne wspólnej ojczyzny — świetlanych źrenic boga. Egipcjanie nazwali się Rotu, oddając się pod opiekę wielkiego Ra; czarni ludzie przybrali imię Nahsi, a Horus jest ich wodzem; ci, którzy przywędrowali do Azji, noszą imię Ammon, a ludy o skórze białej, zwani Sokhit, mają za patronkę Sokhit, boginię o lwiej głowie, władczynię nieba, małżonkę potężnego Pta, lubującą się w wojnach, ogniu i zniszczeniu.“
Podczas swego pobytu w górach Futa-Dżalon, śród czerwonoskórych Fulah, szukałem zagasającego już echa tradycyj i kultu, przyniesionych z doliny Nilu, Tygrysu i Eufratu lub z innych części olbrzymiej połaci azjatyckiej. Wypytywałem o to urzędników i kupców francuskich i syryjskich, lecz, niestety — bez rezultatu! Bezwzględny i surowy islam wszystko zatarł, zniszczył i wypalił ogniem swego fanatyzmu religijnego.
W Bomboli widziałem tylko egipskie oblicze czerwonoskórego królika i „koro“, tak bardzo podobną do instrumentów, znanych z fresków nad mogiłą egipskiej Ti.
Kilka kilometrów zaledwie dzieli tę wieś od siedziby administratora francuskiego w osadzie Pita, gdzie pani Albert, żona nieobecnego urzędnika, przyjmując nas nader gościnnie, pokazała nam murzyńską fabrykację krochmalu z manjoku oraz sznurów z włókien kaktusów sizal,[2] nazywanego z Hiszpanji — pita. W kolonjach Zachodniej Afryki widzieliśmy nieraz znaczne plantacje agawy dostarczającej mocnych włókien, nadających się do tkania z nich materjału na worki i żagle.