Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

ryka, Australja i Azja — to arena cyrku rzymskiego, gdzie do podziemnych cystern sączy się krew, krwawy pot, krwawe łzy i zbierają się w wielkie jezioro zemsty. Biała Europa! A ja mówię krwawa, czerwona Europa! Do djabła! Ludzka mowa to zbiornik niedorzecznych paradoksów...
Biały człowiek ze zdziwieniem spojrzał na lekarza. Eskulap okrętowy dotąd odznaczał się małomównością, wyjątkowo dobrym apetytem, miejętnością w wyborze wina, słabą wiedzą medyczną i zdawkowemi sentencjami, wytartemi, jak zielone sukno klubowych stolików karcianych.
Teraz biały człowiek uważnie przyjrzał się lekarzowi i odrazu dojrzał zmęczone, zgasłe źrenice, pomarszczoną skórę koło oczu i ust, siwiejące włosy i cienkie, zacięte wargi. Wszyscy na statku wiedzieli, że lekarz pływa na nim od piętnastu lat.
— Ten już niczego nie spodziewa się od życia! — pomyślał biały człowiek i chciał o coś zapytać lekarza, lecz on, nachylając się nad chorą, rzekł wesołym głosem:
— A więc, kochana pani, znowu lodek, cytrynka, zimne okłady na główkę i wmawianie w siebie, że pani nie płynie na naszym „Rekinie“, lecz tańczy walca, chwilami nieco zbyt zawrotnego!...
Pani Lucie uśmiechnęła się z przymusem, jednocześnie przyciskając dłoń do czoła.
— No, a gdyby było gorzej, wtedy powtórzymy elektryzację nóżek...
Niespodziewanie lekarz zaśmiał się głośno, uścisnął rękę mężowi i wyszedł.
Biały człowiek pozostał z żoną.
Siedział na stołku u jej nóg, nieruchomo wyciągniętych na wąskiem łóżku, i wpatrywał się w bladą twarz o zapadłych oczach, przykrytych niebieskiemi, ciężkiemi powiekami, w bezkrwiste, nieruchome wargi, w cienicie palce, ściskające czoło.
— Biedaczka! — szepnął cicho. — Biedaczka, moja kochana!