Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/195

Ta strona została przepisana.

„Mama diabi“ ostrzegał go przed jadowitemi wężami; zielony wąż zabijał trujące jaszczurki, pająki i skorpiony; hjena oznajmiała wylew rzeki; orły i sępy prowadziły go tam, gdzie pasły się stada antylop; zielono-granatowy drozd wskazywał mu ukryte źródła wody; biała czapla broniła jego bydła przed robactwem; lamantyn i kajman służyły mu za doradców, gdzie powinien czyhać z harpunem na duże ryby...
— Pierwotny człowiek, siedząc bezczynnie przy ognisku i widząc przez otwór jaskini ruchomą, szarą zasłonę padającego deszczu w porze ulewnej, zamyślił się nad tem, i po pewnym czasie węglem lub czerwoną gliną zaczął kreślić na ścianach swego schroniska nieforemne kształty olbrzymiego lwa, plamistego lamparta, potężnego pytona, dzikiego bawołu, bo czuł mistyczny strach przed ich siłą i wściekłością; później zaczął lepić z gliny posążki tych przerażających go zwierząt, a wychodząc do dżungli, brał je ze sobą, aby odstraszały od niego złe hestje i chroniły go przed niemi. Tak się zrodziły złe duchy-dżinny, diny... pierwsze pogaństwo, pierwsze amulety i pierwsze zaklęcia.
— Z dobremi zwierzętami było łatwiej. Wychodząc na łowy, jaskinowy człowiek wzywał ich, mrucząc:
— Przybywajcie, dobre, przyjazne istoty, pomagajcie mi i osłaniajcie przed niebezpieczeństwem, przed mocą złych dżinnów!
— W ten sposób wzniósł się pierwszy Olimp bóstw — świetlanych, dobrych i — mrocznych, złych bogów. Ile wieków istniał w takim stanie człowiek, jakich nowych bogów ze świata zwierzęcego i roślinnego wprowadził na swój Olimp — tego nikt nigdy nie odgadnie.
— Jednak z biegiem czasu nabył jaskiniowy człowiek nieznanej dotąd zdolności, napełniającej jego serce najwyższem przerażeniem i przejmującej dreszczem. Po nocach, gdy spał kamiennym snem, nawiedzać go zaczęły sny; widział swego ojca i dziada, tego, który był przodkiem rodu i żył w opowieściach,