przeładowanie ekspedycyjnych bagaży. Dowództwo nad tragarzami objął podchorąży — murzyn szczepu Malinké z pięknem tatuowaniem przez całą twarz, wysoki i silny; drugi doglądał bagaży, a trzeci szedł przed nami, zamawiając i organizując zawczasu noclegi w karawan-serajach, czyli w zajazdach, zbudowanych przez władze francuskie, a podtrzymywanych i obsługiwanych przez wójtów wiosek. Były to zwykłe chaty murzyńskie, bardzo czyste i dobrze utrzymane. Obok zajazdów mieściła się kuchnia i chata dla eskorty i służby podróżników. Ponieważ zabraliśmy trzech żołnierzy i trzech murzynów, wynajętych do spełnienia czynności kucharza i lokajów-boy’ów, więc mieliśmy swoich ludzi zawsze pod ręką.
Królik Labé, sędziwy i dostojny Mori Tonu, odprowadzał nas przez dwa dni aż do granicy swojej prowincji, urządzając na naszą cześć wspaniałe, hałaśliwe tam-tamy, popisy griotów, owacje ludności i inne rozrywki, wywołujące tak straszliwy kurz, że tylko powaga białych ludzi nie pozwalała nam na ustawiczne kichanie i urąganie temu ceremonjałowi gościnności Fulah. Zato widzieliśmy wszystko, co się dziać może w tej dziedzinie życia tubylców.
Po uprzejmym Mori Tonu, potomku czerwonoskórych władców Futa, pozostały nam miłe pamiątki: piękny miecz i artystyczne plecionki z rafji, roboty dwudziestu żon sędziwego „almami“. Gdy później uważnie przestudjowałem subtelne rysunki tych przedmiotów, wynalazłem ich bliskie pokrewieństwo ze wzorami egipskiemi, indyjskiemi oraz babilońsko-asyryjskiemi.
Hrabia de Sanderwal,[1] jeden z tych podróżników-konkwistadorów, którzy poprzedzali zdobycie tej części Gwinei, mówi o góralach dosyć zjadliwie:
— Jeżeli Fulah wszedł do twego domu, nie pozostawiaj go samego w ciemnym kącie, bo napewno coś ci ukradnie...
- ↑ Conquête du Foutah — Diallon, Paris, Challamel, 1899.