Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/209

Ta strona została przepisana.

nie jest twoją niewolnicą, bo Francja nie zna niewolnictwa! — powtórzył z naciskiem komendant.
— Dobrze, naczelniku! — odparł murzyn.
W pół godziny później już wchodził do biura i wręczał 30 franków, jakoby odebranych chłopcu.
Pieniądze oddano kobiecie.
— Czy obydwie strony są zadowolone? — upewnił się p. Filatriau.
— Zadowolone! — odparli murzyn i niewolnica.
— No, to wracajcie w spokoju do domu! — rzekł komendant. — A ty, kobieto, pamiętaj, że, jeżeli ten człowiek skrzywdzi cię ponownie, będę myślał, że uważa cię za niewolnicę. Ciebie obronię, a on pójdzie do więzienia. Bądźcie zdrowi!
Proces był skończony.
Podczas naszego pobytu w Labé i Tugé dokonywano w tych obwodach poboru rekrutów. Miejscowi królowie, nazywani oficjalnie szefami prowincji, na rozkaz władz francuskich zgromadzili młodzież w wieku poborowym z wiosek swoich obwodów. Młodzież murzyńska stawiła się licznie i bardzo ochoczo, gdyż pociąga ją barwny strój strzelców senegalskich, posiadanie prawdziwej broni, możliwość wojenki, a poniekąd też opowiadania starych żołnierzy o tem, co widzieli i czego doświadczyli w Europie lub przynajmniej w takich dużych miastach, jak Dakar, Bamako, Konakry, Uagadugu i Bingerville.
Większość jednak doznała zawodu, ponieważ młody lejtenant i jego pomocnik-sierżant bardzo surowo oglądali kandydatów na obrońców Francji. Młodzież, zebrana na dziedzińcu rezydencji komendanta, istotnie nie miała zbyt wspaniałego wyglądu. Mali, chudzi i zdegenerowani murzyni, nie tylko Fulah lecz i innych szczepów, rozrzuconych małemi osadami w środowisku czerwonoskórych górali, mieli najczęściej zdeformowane od urodzenia brzuchy z wystającemi na kształt ogromnych guzów pępkami, zawadzającemi przy no-