Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/214

Ta strona została przepisana.

wać oficerom, przykładając czarną dłoń do czerwonego fezu, i bardzo rytmicznie śpiewać Marsyljankę z niezrównanym temperamentem.
W okolicach Tugé urządzono dla nas dwa polowania. Chociaż wzięło w nich udział około tysiąca zaganiaczy, nie widzieliśmy innej zwierzyny, oprócz zielonych małp i papio. Murzyni, uzbrojeni w łuki, dzidy i strzelby, ustrzelili małego dzika-fakoszera o wstrętnym ryju, z narościami pod oczami i bardzo już wystąjącemi kłami, parę drobnych antylop i kuropatw, a nadto jednego chłopaka, który dostał od murzyna-wójta trochę śrutu w nogę. My zaś widzieliśmy wyłącznie małpy.
Nie była to zwierzyna do pozazdroszczenia, lecz zato uczyniłem szereg nader interesujących spostrzeżeń nad tymi bandytami, napadającymi na pola tubylcze.
Osaczone ze wszystkich stron, starały się małpy wymknąć z groźnego koła, lecz gdy zrozumiały, że ono się szczelnie zamknęło, uciekły do środka i zaczęły wysyłać wywiadowców dla zbadania sytuacji. Małpy-wywiadowcy skradały się do linji zaganiaczy i strzelców, nadsłuchiwały, wdrapywały się na drzewa, oglądały okolicę i cichem rechotaniem donosiły o stanie rzeczy komuś, kto kierował całą akcją obronną.
Myślę, że był to stary, olbrzymi Papio sphinx, z gęstą grzywą już siwiejących włosów na karku, ten właśnie, który, idąc w gęstwinie wierzchołków drzew, tak niefortunnie wyszedł na p. Kamila Giżyckiego i spadł na ziemię, strącony kulą z automatycznego Winchesteru.
Naganiacze spędzili całą brać małpią na dno głębokiego wąwozu, zarośniętego wysokiemi drzewami, gdzie się rozpoczęła gęsta strzelanina, niebezpieczna zarówno dla osaczonych małp, jak i dla namiętnych, czarnych myśliwych. Strzały przelatywały równocześnie w różnych kierunkach, a nad głowami, koło uszu i pod nogami gwizdały kule, gruby śrut i kawałki rdzawego żelaziwa, używanego do nabijania murzyńskich falkonetów.