Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/217

Ta strona została przepisana.

potamy. Istotnie, zwierzęta te były dość pospolite w Bafingu, lecz nasi tragarze i przewoźnicy robili tyle hałasu, że mieszkańcy rzecznych nurtów uciekali jaknajdalej.
Przed przeprawą upadł nagle jeden z naszych tragarzy i zaczął jęczeć, trzymając się za pierś.
— Co się stało? — zapytałem, widząc, że nasz podchorąży zamierza podnieść tragarza uderzeniem harapu.
— Ten człowiek nie ma głowy do noszenia bagaży! — objaśnił mi jeden z murzynów, mówiących po francusku.
— Więc pocóż go za to bić? — zawołałem.
— Bo to nieuczciwie podejmować się roboty, do której niema się zdolności! — odparł z przekonaniem w głosie.
Kazałem wyprawić tragarza do domu, a jego porcję bagaży rozłożyć na pozostałych, z czego wcale nie byli zadowoleni, energicznie złorzecząc odchodzącemu koledze.
Ale to prawda, że, co kraj — to obyczaj!
U nas, w Europie, mówi się, że ktoś niema głowy do języków, do malarstwa, muzyki lub matematyki, a tu — stosuje się to do tych, którzy nie mogą przenieść na przestrzeni 25 kilometrów ładunku, ważącego 25 kilogramów, a złożonego ze skrzynki z nabojami, worka z łóżkami polowemi, lub koszyka z konserwami w blaszankach. Istotnie, dla noszenia bagaży na głowie trzeba mieć specjalne zdolności, ukryte w twardej czaszce murzyńskiej. Wystarczy, aby do żył posiadacza takiej czaszki domieszało się kilka kropel krwi białej rasy, i — koniec! Znikają „zdolności“ i człek „niema już głowy“ do zawodu tragarza...
Okolica, którą przechodziliśmy, była słabo zaludniona, chociaż, o ile mogłem sądzić, powinny się tam znaleźć dobre, żyzne i dość dogodne tereny dla rolnictwa. W łożyskach kilku wyschłych potoków do-