Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/219

Ta strona została przepisana.

Dingiraj obfituje w różne ptactwo i rzadkie owady. Spotkaliśmy tu dużo pięknych, barwnych ptaków, sroki sójki, drozdy i ptaki-muchy. Opowiadano nam tu o wypadkach niebezpiecznych ugryzień przez skorpjony i o atakach jaszczurek „taranta“, wypuszczających parzący płyn; wieczorem widzieliśmy na ścianie małego brunatnego pająka, zabijającego te jaszczurki.
Bardzo zainteresowała mnie wiadomość, że tubylcy wierzą w istnienie fantastycznego potworu, grasującego w pewnych okresach po okolicznej dżungli. Nazywają go „so fali uara“.
To straszne zwierzę ma połączone kształty konia, osła i lamparta.
Skąd mogła się zrodzić legenda o takim potworze?
Koń nie był znany w tej części Afryki przed najściem Sussu, prawdopodobnie osła też przygnano tu z Egiptu i Abisynji. Tubylcem z tej trójki jest tylko lampart. Zdaje się, że „so fali uara“ stał się potworem nie odrazu, lecz z biegiem czasu, a mianowicie wtedy, gdy w pamięci tubylców zacierać się zaczęły wspomnienia o jeźdźcach, siedzących na koniach i mułach, pokrytych skórami lamparciemi. Ci ludzie nieśli ze sobą śmierć, a ich okrutne serca, potężne ramiona i niespodziewane, błyskawiczne napady zostały uwiecznione w potwornych kształtach legendarnego „so fali uara“.
W nocy nie widzieliśmy, coprawda, pałających oczu potworu, słyszeliśmy zato głośne szczekanie i warczenie geparda, a wkrótce zrozumieliśmy przyczynę jego niepokoju. Pożar dżungli, ukryty za górami, otaczającemi osadę, wbiegł nagle na okoliczne szczyty i zaczął szaleć, z hukiem i trzaskiem pożerając suchą trawę i krzaki, wzlatując na wierzchołki drzew i ognistemi potokami spływając na dolinę. Dokoła Dingiraj paliła się dżungla. W popłochu uciekały zające, mangusty, zielone małpy i inne zwierzęta, chyłkiem sunęły stadka kuropatw i perliczek, w powietrzu miotało się z kwileniem oszalałe drobne ptactwo.