Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/221

Ta strona została przepisana.

Nikt się nie odezwał i dopiero, gdy nasz podchorąży powtórzył moje pytanie, jeden z murzynów rzekł:
— My nie możemy prowadzić! Te błota są święte! W nich mieszka ryczący krokodyl...
Zdumieniu naszemu nie było granic. Ryczący krokodyl?! Krokodyle bardzo dobitnie i groźnie syczą, lecz, żeby ryczały, o tem nie słyszeliśmy nigdy!
Nasze badania w tym kierunku do niczego nie doprowadziły. Tubylcy powtarzali, że w błotach ma swoją siedzibę ryczący krokodyl, i nic innego wyciągnąć z nich nie mogłem.
— Tak! To — prawda! — zawyrokował wreszcie podchorąży i jakoś zbyt szybko opuścił oczy.
Pan Kamil Giżycki, zapalony myśliwy, wziął karabin i poszedł w stronę błota. Spostrzegłem, że cała niemal wieś wyległa na małe wzgórze i śledziła śmiałka. Niestety, p. Kamil napotkał takie trzęsawisko, że nie mógł dotrzeć do brzegu jeziora i powrócił z niczem. Tajemnica pozostała tajemnicą.
Jeżeli ten krokodyl istotnie ryczał, nie mógł on być krokodylem, lecz hipopotamem, który posiada straszliwy głos, być może, najbardziej przerażający i donośny pośród ryków i wycia innych dużych zwierząt dżungli.
Jeżeli był to hipopotam — wtedy tajemnica trochęby się odsłoniła.
Sąsiadami murzynów Dialonké i Tukuler są Malinké, szczep znaku ryby Ma i wszystkich potworów wodnych, w których nazwie znajduje się pierwiastek „ma“, a więc — hipopotama i krokodyla. Są to totemy murzynów Malinké, a sąsiednie szczepy najwidoczniej przyjęły te totemy.
Lecz myśl moja, podniecona zagadką trzęsawiska Tumanea i prastaremi obyczajami dawnych mieszkańców Afryki, wyrywa się z ramek etnograficznych hipotez i wpada w prąd innych zupełnie domysłów.
Nie są to jednak domysły czcze, pozbawione podstaw.