Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/229

Ta strona została przepisana.

Lecz domy afrykańskie nie posiadają szyb w oknach, więc pszczoły znów się zjawiły. Postanowiliśmy zbadać ich zamiary, aby obmyśleć taktykę obrony.
Pszczoły zaczęły się wkrótce na dobre ulokowywać w kredensie. Widząc, że ich nie uspokoimy, zgodziły się łaskawie na współżycie, ale my nie mogliśmy na to przystać, ponieważ w kredensie mieliśmy pochowane zapasy konserw, cukru, kawy i wina. Pszczoły zażarcie broniły dostępu do zdobytej placówki.
— Teraz nic się na to nie poradzi! — zawyrokował znajomy urzędnik miejscowy. — Będziecie państwo zmuszeni odstąpić pszczołom kredens, a w parę dni — całe mieszkanie...
— Zobaczymy! — zawołałem. — Bez walki nie ustąpię ani piędzi ziemi!...
Robiliśmy w podróży zbiory owadów, mieliśmy więc niezawodnie środki na nie. Wzięliśmy kilka słoików i, napełniwszy je aromatycznym, odurzającym eterem octowym, rozpoczęliśmy wojnę gazową, umieszczając na półkach kredensu słoiki z trutką. Walka trwała dwa dni, a skończyła się naszem zwycięstwem. Pszczoły nie mogły znieść ostrego zapachu eteru i zaczęły odlatywać partjami, aż wreszcie wyniosły się zupełnie.
Obok stacji kolejowej Bissikrima wyrosła duża osada tubylcza. Chociaż okoliczna ludność należy do szczepów Fulah, Malinké i Bajlo, — jednak spotkać tu można tubylców przeróżnych szczepów, jak Hubbu, Dialonké, Manding, Mikheforé, Tenda, Toma i Kissien, chętnie przybywających do tego ożywionego punktu handlowego, obfitującego w sklepy francuskich, syryjskich, arabskich i murzyńskich kupców.
Już przed kolacją ukończyliśmy pakowanie bagaży i załatwienie formalności na stacji, więc zająłem się doprowadzeniem do porządku notatek z okresu naszego marszu przez górzystą krainę Futa-Dżalon i pisaniem korespondencyj do polskich i zagranicznych pism.
Pan Jerzy Giżycki pracował w ciemnym pokoju nad wywoływaniem klisz fotograficznych, a p. Kamil