Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/247

Ta strona została przepisana.

Gdy pogrążeni w zachwycie płynęliśmy Nigrem w jasne, widmowe noce księżycowe, zdawało się nam, że jesteśmy przeniesieni do innego świata, zatopionego w otchłani niebieskich, leniwie falujących strug, spływających z nieba. Zdawało się, że ten świat mieści się w połyskującej wstędze płonącej i gasnącej co chwila srebrnej drogi, otoczonej czarnemi murami dżungli, zbiegającej ku rzece, a ukrywającej wielką tajemnicę.
Droga ta prowadziła do nieznanej krainy, leżącej gdzieś wysoko, poza światami, dalej od gwiazd najdalszych, ledwie dostrzegalnych na wschodniej połaci bezdennego i bezkreślnego namiotu nieba. Nie dająca się wyrazić słowami muzyka rozbrzmiewała nieustannie, wynurzając się z cichych strug, powolnych, stygnących kaskad tajemniczego światła — a może nie muzyka, tylko odruchy znużonej, a nagle pozostawionej w bezwładzie duszy? może dzwonienie krwi w skroniach? może ustające, słabnące ruchy ciągle podnieconego serca, znużonego już życiem, pełnem dążeń i wrażeń, niepojętej trwogi, gorących pragnień, niepohamowanej tęsknicy i radości, złowrogich przeczuć i rozkoszy dokonywania zamierzeń?
Muzyka brzmi od wody, dżungli, powietrza, nieba, księżyca i gwiazd, a jej cicha melodja zaciera ślady przeżyć wczorajszych i dzisiejszych i, zlekka muskając miękkiemi skrzydłami, wygładza jakąś białą płaszczyznę, przygotowaną do wyrycia na niej nowych trosk i nowych dążeń.
Piękne były te noce-ballady na potężnym, dzikim Nigrze, gdy skały i drzewa przybierały kształty potworów, a potwory zamieniały się w nieruchome i niegroźne kamienie lub konary drzew, które zatonęły.
Dżungla nocna mówi szeptem, nigdy nie milknącym; nocna droga wodna milczy, przejęta tajemnicą zapłodnienia ziemi mistycznym siewem bladego księżyca, a duszy człowieczej — świetlanemi, nigdy nie doścignionemi marzeniami, kojącemi i darzącemi cichą radością.