czaple i żórawie, szukające tu schronienia przed drapieżnemi mangustami i cywetami,[1] ślizgającemi się bez szmeru, niby węże, w chaszczach.
Często zrywały się z drzew stadka nocujących w pobliżu rzeki kuropatw i perliczek.
Promienie lampy sunęły dalej po wygiętych konarach potwornych baobabów, podobnych do skłębionych i walczących pytonów. Śród wykrzywionych gałęzi odkrywałem sylwetki śpiących sępów i orłów.
Gdy pewnej nocy skierowałem promień lampy przed siebie, z mroku wypłynęło nagle widmo.
Była to duża łódź żaglowa, płynąca przeciwko prądowi. Majtkowie spali w namiocie ze słomianych mat i tylko jeden człowiek w białym burnusie stał przy sterze, lawirując wśród wysepek i raf. Stał biały i nieruchomy i wraz z białym żaglem przypominał zjawę niejasną, wyłaniającą się z czarnych czeluści nocy. Łódź przesunęła się z lewej burty naszej szalandy, pozostawiając po sobie lekki zapach dymu przygasłego na pokładzie ogniska...
Lampa oświetliła postacie naszych majtków. Silnemi ramionami wyciągali okute drągi z wody, wyrzucali je przed siebie i wbijali w dno. Oparłszy się całem ciałem, odpychali się z ciężkiem westchnieniem wysiłku, a później, gdy łódź nabierała rozpędu, schylali się i szli wzdłuż burty, wsparci ramieniem na końcach bambusowych drągów, szeleszcząc bosemi stopami na żelazie pokładu.
Powiew świeży, przechodzący w dość silny wiatr, rozpędził gorące opary.
Murzyni zaczęli jeden po drugim wdziewać na siebie ubranie. Wysoki majtek wciągnął na nagie bary gladjatora coś czarnego, bardzo dziwnie leżącego na nim. Oświeciłem go dobrze i ujrzałem... czarny żakiet europejski.
- ↑ Herpesles galera i Vivera civetta.