Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/254

Ta strona została przepisana.

Na lewej stronie piersi wykryłem dziurę, sporą dziurę, będącą niezawodnie śladem kuli.
W każdym razie po przeszyciu tkaniny kula utkwiła w piersi jego właściciela. Duża plama na podszewce, a w rogu wewnętrznej kieszeni — prawdopodobnie, resztki skrzepłej, zczerniałej krwi świadczyły wymownie o nieznanym nikomu dramacie.
Zauważyłem przy oglądaniu żakietu jeszcze dwa drobne szczegóły.
Usiadłem na kamieniach, przyglądając się murzynom, jedzącym ze wspólnego kotła codzienny kuskus, lecz myślami odbiegłem daleko, do krwawego 1918 roku w Moskwie. Wtedy nieraz widziałem, jak z bolszewickich więzień wywożono wozami bieliznę, ubrania i buty więźniów, straconych ostatniej nocy.
Wywożono to wszystko na rynek, gdzie je sprzedawano tłumowi.
Z pewnością żakiet mego majtka odbył w ten sam sposób ostatni etap swej dalekiej i zagadkowej wędrówki z Moskwy nad Niger.
Historja czarnego żakietu, należącego do majtka z „Dżenne“, była niezawodnie bardzo niezwykła dla stosunków państw cywilizowanych, a, niestety, całkiem zwykła dla Rosji, kierowanej przez genjalnych komedjantów-bandytów lub szaleńców z pod znaku komunizmu.
Widziałem cały przebieg wypadków, bo obserwowałem je przez długi czas grasującego w Rosji bolszewizmu.
...Młody lekarz Sergjusz Kononow wychodził z uniwersytetu po raz ostatni. Był szczęśliwy i dumny, bo właśnie przed chwilą starannie schował do kieszeni dyplom. Teraz życie stało przed nim otworem. Widział swoją drogę życiową jasno, nie łudził się zbytnio wygórowanemi nadziejami i nie truł się pesymistycznemi przeczuciami. Oczekiwała go ciężka praca, skromna karjera lekarza w małem miasteczku i, może, po dziesięciu latach — w jednej ze stolic. Czuł jednak, że