Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/257

Ta strona została przepisana.

Na podszewce kieszeni stało wypisane „Doktor Sergjusz Mikołajewicz Kononow“...
Aha! Więc nawet przed krawcem nie mógł się oprzeć pokusie pochwalenia się swoim uczonym tytułem. Tego nigdy nie uczyniłby człowiek starszy... Na prawej klapie żakietu odnalazłem ślad, odciśnięty metalem. Niezawodnie był to ślad srebrnego znaku lekarskiego, noszonego w Rosji wyłącznie przez młodych ludzi. Butonierka lewej klapy była znacznie rozszerzona. Widocznie nieraz wkładano w nią kwiatek — oznakę młodości.
Były to jednak badania sędziego śledczego, badania całkiem zbyteczne. Dość było spojrzeć na wymiar żakietu, na jego proste ramiona i na wcięcie w wąskim pasie, na jego długość, żeby odrazu powiedzieć, iż Kononow był człowiekiem młodym, wysokiego wzrostu, zgrabnym i szczupłym...
Więc szczęśliwy posiadacz żakietu znowu widział przed sobą drogę życiową; żadna mgła nie przysłaniała przed nim horyzontu.
Nagle nadszedł październik 1917 roku, gdy tłum uliczny, złożony z wyrzutków społeczeństwa, kierowanych przez zbrodniczych siewców komunizmu, zburzył gmach państwa, losy ludu i poszczególnych obywateli. W tym wirze wypadków zginął doktor Sergjusz Mikołajewicz Kononow, zginął bezmyślnie i niepotrzebnie, jak zginęły miljony Rosjan.
Komisarzem obwodu, gdzie się znajdowało mieszkanie Kononowa, został komunista — felczer szpitala, kierowanego przez doktora na froncie. Felczer wiedział o protestach Kononowa przeciwko rewolucji i zaaresztował go. Wrzucono więźnia do lochu Czeki, skąd od czasu do czasu wywlekano go na śledztwo, prowadzone przez sędziego, byłego aresztanta kryminalnego.
Śmiano się z Kononowa, gdy w otoczeniu żołnierzy z bagnetami maszerował do sędziego. Śmiano się, gdyż dziwnym wydawał się w tem strasznem miejscu