gotny piasek. Gdy się wydostało na jego powierzchnię okazało się, że był to mięczak, który zaczął dość szybko pełznąć naprzód, ostremi końcami muszli kreśląc na piasku głęboką bruzdę. Ledwiem się poruszył, żeby go pochwycić, mięczak z nadzwyczajną szybkością zrobił dwa obroty i zarył się bez śladu.
Znalazłem na tej łasze sporo pospolitych mięczaków,[1] zwykle żyjących w europejskich rzekach. Jednak zauważyłem tu jedną, zdaje się bardzo ważną różnicę. Muszle mięczaków były nader grube i twarde, z pewnością pięć razy grubsze od muszli rodzaju europejskiego. Zależy to niezawodnie od warunków walki o byt. Mocne szczęki krokodyla, potężne dzioby dużego i małego sępa[2], senegalskiego bociana i żórawi zmusiły z biegiem czasu te mięczaki do budowania bardziej trwałej skorupy, stanowiącej „orzech, twardy do zgryzienia”.
Niedaleko od naszych szaland ujrzeliśmy kilka piróg tubylczych, ciągnących sieć ku wąskiej odnodze rzeki, płynącej pomiędzy mielizną a wysokim brzegiem. Odnoga ta była przegrodzona płotem z bambusów, posiadającym duże otwory ze stojącemi za niemi okrągłemi sieciami w formie matni. Uciekające przed pirogami ryby wpadały w te sieci.
Przypomniałem sobie, że zupełnie takie same przegrody, czyli „zakoły”, stawiają na rzekach północy syberyjskiej Ostjacy, a w całej Syberji — miejscowi chłopi. Jest to zbrodniczy sposób połowu i szybko prowadzi do zaniku ryb.
Płynąc Nigrem, widzieliśmy nieraz takie przegrody, i koło nich stada drapieżnego ptactwa.
Brzegi rzeki stawały się coraz bardziej równinne, a na nich szalał pożar dżungli. Czarny dym przysłaniał horyzont i nawet słońce nie mogło przebić swemi promieniami tej zasłony. Gdy ogień, pożerający trawę