Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/263

Ta strona została przepisana.

Tu, nad Nigrem, tak, jak nad inną wielką rzeką, Leną, wszyscy, niestety, wiedzieli, że za złoto można kupić cnotę i szacunek ludzki, a więc nikt się w niczem nie krępował, pożądliwie patrząc w oblicze żółtego szatana.
W Sigiri poznaliśmy państwo Lewonowiczów. On — z pochodzenia Polak, lecz już zruszczony całkowicie, ona — Rosjanka. Uciekli z piekła sowieckiego, długo się tułali po świecie, aż dotarli do Paryża. Tu klepali czas jakiś prawdziwą biedę, aż p. Lewonowiczowi udało się otrzymać posadę lekarza w kolonjach. Siedzi teraz w swym szpitalu w Sigiri, leczy chorych na wole i dolegliwości, zaszczepione tubylcom przez białych ludzi, sam choruje na malarję, lecz czuje się szczęśliwym, wiedząc, że jutro nie powloką go do więzienia i na miejsce stracenia.
W oczach i w głosach państwa Lewonowiczów spostrzegłem to, co zawsze mię uderza w Rosjanach na emigracji — tragizm poczucia własnej bezsilności, tęsknotę za utraconą ojczyzną i męczącą trwogę o los bliskich, pozostawionych za czerwoną granicą.
Zrobiliśmy tu nowe zakupy żywności i po kilku godzinach pobytu w Sigiri już płynęliśmy dalej. Nocowaliśmy przy jakiejś obszernej łasze piaszczystej, otoczonej gęstemi zaroślami, gdzie przez całą noc rozlegało się pół-szczekanie, pół-miauczenie dużego, plamistego kota, geparda. Znaleźć go jednak nie mogliśmy, mimo, że przeszukaliśmy okoliczną dżunglę, świecąc sobie naszemi acetylenowemi lampami.
Szkoda, bo gepard (Cynaelurus jubatus), wróg hyjen i szakali, nie jest zwykłym kotem-drapieżnikiem. Jest to zwierzę, stojące pomiędzy psem a kotem. Bardzo wysmukły na swoich wysokich nogach, posiada nieruchome pazury i nic rozszerzające się przy chodzeniu i napadzie palce. Na południu Turkiestanu, w Chiwie i Bucharze widziałem gepardy oswojone i wytresowane, jak psy myśliwskie, a łagodne i posłuszne, niby pokojowe pinczery. Używano ich do polowań.