Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/27

Ta strona została skorygowana.

kach na czole, sztywne, skurczone palce i zrozumiała, co znaczy ten dziwny spokój i powaga, rozlana na twarzy leżącej kobiety.
Wysunęła się z pokoju i, wybiegłszy z domu, jęła powtarzać zaklęcia, trzymając w dłoni amulet, zawieszony na piersi. Po chwili wbiegła do izby tłumacza i zawołała piskliwym głosem:
— Biała kobieta odeszła na zawsze!... Już nigdy do komendanta nie powróci!
— Skąd wiesz? — rzucił krótkie pytanie murzyn.
— Sama widziałam... — wyszeptała dziewczyna. — Duch jej już odleciał do drzewa przodków.
Murzyn wdział na siebie płócienny burnus i wyszedł z izby. Podszedł do werandy rezydencji i usiadł na stopniach schodów, nadsłuchując. Siedział długo, aż usłyszał głuchy, dziki ryk i ciężki upadek ciała na ziemię. Wszystko umilkło i tylko w wieczornem powietrzu rozlegały się przenikliwe cykania nietoperzy. Murzyn zdjął pantofle i zaczął się skradać ku drzwiom. Uchylił je bez szmeru i cofnął się.
Zbiegł na dół i krzyknął:
— Melito! Bywaj!
Murzynka natychmiast ukazała się w drzwiach kuchni.
— Chodź! — rozkazał tłumacz.
Weszli do pokoju. Było już uzpełnie ciemno, więc murzyn zapalił lampę, stojącą na tualecie. Stali teraz oboje, przejęci zgrozą. Ujrzeli komendanta zemdlonego i zaciskającego w objęciach ciało umarłej żony. Z wielkim trudem oswobodzili ciało z nieruchomych ramion nieprzytomnego, przenieśli go na otomanę, a zmarłą złożyli z powrotem na łóżku.
Pan Richard wkrótce powrócił do przytomności. Był blady, lecz zupełnie spokojny. Usiadł znowu przy żonie i w milczeniu przyglądał się jej, oparłszy ręce na kolanach w pozie oczekiwania. Tak przesiedział całą noc i cały dzień następny, aż po zachodzie słońca zaczął rozmawiać z kimś niewidzialnym.