Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

czyli nieraz bardzo umiejętnie z pełną godności narodowej i szlachetnej ideologji polityką władz centralnych.
W Jukunkunie zmieniło się już kilku komendantów, znikł biały krzyżyk nad grobem Lucie Richard, a zamiast niego rozłożysta akacja puściła nowe pędy, lecz komendant Richard istniał jeszcze długo, przenoszony z jednej kolonji do drugiej. Woził z sobą dwie czarne żony, dwie rodzone siostry, przebiegłe, rozpustne murzynki, cynicznie zdradzające go z boyami, tłumaczami i żołnierzami, schlebiające swemu staremu panu i narzucające mu myśli, podsuwane przez królików i czarowników murzyńskich.
Tak żółto-czerwona ziemia czarnych ludzi zabija białych przybyszów. Jednym z nich ścina krew płomiennym jadem słońca lub niszczącą trucizną roślin i zarazków chorób podzwrotnikowych, drugim zabija duszę i wolę wybuchem najniższych instynktów, obudzonych i podniecanych przez ziemię, brzemienną żądzą i siłami rozrodczemi, przez szał namiętnych, wiotkich Melit, podobnych do czarnych, rzeźbionych z agatu, trujących narcyzów — kwiatów grzechu...“

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Temi słowy zakończył swoje opowiadania stary kupiec sudański, płynący z nami z Bordo do Dakaru, w tej właśnie chwili, gdy z lewej burty holenderskiego statku „Kilstroom“ po raz pierwszy ujrzeliśmy płaskie, żółto-czerwone wybrzeże Maurytanji, tuż za Capo Blanco. Afryka tropikalna powitała nas ponurą i jadowitą opowieścią białego człowieka.
Co powie nam ta połać czarnego lądu, gdy nas ogarną haszcze dżungli i jej mieszkańcy — tajemniczy, niezbadani?