i od Zatoki Gwinejskiej, myśl wielkorządcy z pewnością nieraz się zatrzymywała przed powstającem nagle zagadnieniem:
„Biali niosą kulturę, cywilizację, zwycięstwo nad głodem i wymieraniem, lecz czy czarni pragną tego? Czy nie wolą oni śmierć w swojej zdradliwej „brussie“ — dżungli, swoich czarowników, znachorów i swojego Allaha lub drewniane „gri-gri“ — od europejskich pługów, kolei, samochodów, lekarzy, podatków i bogactwa w postaci papierowych franków lub funtów sterlingów? Dlaczego czarni są obojętni w stosunku do białych i ich tu pracy? Czy nie odczuwają, że biali pchną ich tam, gdzie na nich czyha zagłada nagła, jak naprzykład, wojna, lub — powolna, jak porażka po porażce na polu współzawodnictwa, do którego czarny człowiek o dziecinnym układzie myśli stanie prawie bezbronny?“
Ściany tego gabinetu, po tysiąc razy dotknięte okładki książek, wytarta obsadka pióra, kałamarz, myślące oczy i drobne zmarszczki strudzenia koło ust generalnego gubernatora bezdźwięcznym głosem mówiły mi o tych troskach.
Później, gdy zwiedzałem stolicę i wyspę Gorée, gdy ujrzałem szkołę dla nauczycieli, lekarzy, techników i biuralistów, zrozumiałem, że te myśli nieraz gnębiły i niepokoiły pana Carde, a on postanowił wytworzyć zastępy wykształconych we własnych szkołach murzynów i dać im siłę i broń do walki z głodem, śmiercią, zabobonem i wyzyskiem przez białych, aby jako równi z równymi w pewnym momencie historycznym sprawę postawili jasno i wyraźnie, idąc ręka w rękę z białymi lub odmawiając im zaufania i współpracy. A tymczasem został wytknięty taki kierunek: zniewalać murzynów do powiększania przez pracę dobrobytu i życiowych zapotrzebowań i ściągać do szkół jaknajwiększą ilość najzdolniejszej młodzieży murzyńskiej, przysyłanej z innych kolonij tej grupy.
Gdy w kilka miesięcy później zakończyłem swoją podróż i spotkałem pana Carde w Paryżu, nie chcia-
Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/48
Ta strona została skorygowana.