niższą, społecznie słabszą ludnością, eksploatacja cudzej ziemi i sił, podbój, bandytyzm, piraterja — to są nieraz synonimy.
Jeżeli jednak nie będziemy patrzyli na kolonizację wyłącznie z punktu widzenia obecnego momentu historycznego, lecz przez pryzmat przyszłych dziejów ludzkości, okaże się, że taki pogląd jest błędnym. Pod kątem teraźniejszości dla zdobycia dzikiego, odważnego żołnierza, taniego i wytrwałego robotnika, setek tysięcy ton bawełny, cukru, ryżu, węgla lub nafty dzieją się w kolonjalnej polityce białej rasy rzeczy istotnie nie zawsze zgodne z zasadami wysokiej cywilizacji i nauki Chrystusa. Lecz, jak już wypowiedziałem się w swoich książkach o Północnej Afryce[1], nawet potępienia godne wdzieranie się białych do dzikich krajów, kierowane samorzutnie przez doskonalącego się tymczasem ducha pewnych ras, z białą na czele, daje w odległości wieków rezultaty dobre; zapewniają one całej ludzkości coraz lepsze i bardziej sprawiedliwe formy istnienia i przyłączają wszystkie rasy i szczepy do wspólnej, wielkiej rodziny ludzkiej, dążącej, być może, do celu, tymczasem nie wytkniętego jeszcze z powodu różnicy chwilowych interesów poszczególnych ludów, lecz wielkiego i, miejmy nadzieję, — świetlanego.
Jest to moje głębokie przekonanie o kolonjalnej polityce wszystkich państw współczesnych bez wyjątków. Bywają wypadki stosowania polityki twardej, nawet okrutnej ręki, zdarzają się okresy polityki serca, spotykają się systemy przystosowania się do psychologji ludności kolonizowanych terenów.
Myślę, że ten ostatni system najbardziej odpowiada charakterowi francuskiej polityki w zwiedzonej przeze mnie części Zachodniej Afryki Podzwrotnikowej.
Ludzie o sekciarskiej psychice lub wogóle nie pa-
- ↑ „PŁOMIENNA PÓŁNOC“ i „POD SMAGANIEM SAMUMU“, Poznań, Wydawnictwo Polskie.