Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

rozmawiać z nami łamaną polszczyzną i wspominać nazwiska swoich znajomych z Warszawy. Okazało się, że był lotnikiem w polskiej armji w czasie wojny z bolszewikami, a należał do francuskiej misji generała Weyganda. Pan Ozanne opowiedział nam, że brał udział w przebiegu automobilowym p. Tranin przez Afrykę, obecnie zaś pozostał tu z ramienia ogrodu zoologicznego w Paryżu i trudni się chwytaniem dzikich zwierząt. W Konakry miał już trzy lwy i lamparta, a w parę tygodni później spotkałem go już w głębi kraju, gdzie organizował polowania z siecią na hipopotamy.
Konakry wydało się nam miastem czarodziejskiem i wszystkie przykrości podzwrotnikowe z chęcią mu przebaczaliśmy za jego czyste, zacienione ulice, wille, tonące w ogrodach, za aromatyczne nocne powiewy morza, gdy, stojąc na wybrzeżu lub pod wiekowym „fromager“, patrzyliśmy na szalejące fale przypływu i słuchaliśmy potężnej pieśni Oceanu, za cudną roślinność okolic z rozrzuconemi schludnemi, trzcinowemi chatkami tubylców, uprzejmych i wesołych, za niezamącony, wprost nieziemski spokój malowniczych, uśpionych zatok i za czarne, przepaściste niebo z płonącemi gwiazdami i ognistemi zygzakami mknących bolidów.
Nieraz biegł nasz samochód daleko za miasto, gdzie znikały zabudowania europejskie i chatki tubylcze, a gdzie do samej szosy podchodziła „brussa“, najeżona wysokiemi zaroślami traw, kłujących krzaków i uwieńczona tu i owdzie koronami drzew. Tuż przed samochodem przebiegały drogę stadka kuropatw (Francolinus bicalcaratus) i dzikich perliczek (Numida meleagris); nad dżunglą latały ptaki, czasem tak małe, jak południowo-amerykańskie kolibry, a i przez kolonistów też kolibrami zwane; czasem większe, barwne, jak naprzyład, turako (Turacus persa), fojotokol (Chrysococcyz smaragdineus), zabawne czarne, o długich ogonach i złocistych plamkach na grzebieniu,