Po kilku dniach wypoczynku w Konakry, zwiedzania jego okolic i wertowaniu książek i dokumentów, zrobiliśmy wycieczkę na wyspy Loos, o 2 do 3 mile odległe od portu. Do przystani podpłynęła rządowa łódź motorowa, i w towarzystwie p. Pourroy, inspektora wszystkich więzieni gwinejskich, ruszyliśmy. Morze było spokojne, lecz nasza łódź zarywała się nosem w niewysokich falach, wyskakiwała ponad ich grzbiety, miotała się i przewalała z jednej burty na drugą, niby mała, lekka łupina. Nareszcie dopłynęliśmy do miejsca, gdzie dwie największe wyspy tego archipelagu, mające formę dwóch sierpów, otaczają sporą przestrzeń morza, od północy osłoniętą mniejszemi wysepkami i wystającemi z wody skałami. Tu, śród wysp, zupełnie spokojnie. Płynęła tam tubylcza piroga z żaglem, utkanym z włókien rafji. Rybak kiwał się, trzymając pod pachą rękojeść steru. Z wody wyskakiwały złocisto-zielone, krótkie a szerokie rybki, zmykające przed niewidzialną pogonią. O kilkanaście metrów od nas zjawiła się i znikła trójkątna płetwa rekina. W powietrzu szybowały z krzykiem rybitwy. Na brzegu najbliższej wyspy, tuż przy wodzie spostrzegliśmy małą wiosczynę rybacką. Nad nią zwisały gałęzie, korzenie i liany drzew, pnących się na szczyt nadbrzeżnych skał.
Loos stanowią wyspy wulkaniczne, a ich forma przypomina krater, przerwany przez morze od północy i południa. Zbliżamy się do zachodniej wyspy, Tamary,
Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/84
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ V.
NA WYSPIE WYGNANIA.