Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

i widzimy wspaniałą roślinność ze strzelającemi ku niebu palmami, a śród nich budynki misji protestanckiej, pozostałe po dawnych gospodarzach wyspy, Anglikach. Francuzi zrobili zamianę z Anglikami, oddawszy im za Loos wyspy Nowo-Hebrydzkie. Oprócz swojej religijnej misji Anglicy pozostawili tu inne pamiątki; niektórzy bowiem tybylcy pamiętają jeszcze kilka słów angielskich, a śród ludności są metysi anglomurzyńscy, noszący nazwiska Right, White, Simple, Sam itp. Łódź nasza zostaje przy brzegu Tamary, my zaś dość stromą kamienistą ścieżką wspinamy się na jej północny koniec, gdzie wznosi się latarnia morska, ustawiona, a raczej wmurowana w wysoką skałę, podobną do olbrzymiego i grubego słupa.
Spotyka nas latarnik, p. Ridel, z żoną i córeczką.
Tamara — to Sachalin kolonij afrykańskich, wyspa wygnania.
Możnaby ją nazwać „przeklętą wyspą“, lecz natura tak hojnie ją obdarzyła bujną roślinnością, malowniczemi widokami, turkusowem, skrzącem się pod słońce morzem, że niema mowy o wyklęciu, raczej — odwrotnie!
A jednak w środkowej części wyspy mieści się „ciężkie więzienie“, jak twierdzą znawcy, nawet jedno z najcięższych.
Poznałem więzienie na Tamarze i istotnie jest ono najcięższe, przynajmniej z pośród tych, które widziałem w kolonjach Zachodniej Afryki. O to zresztą nie trudno!
Zwiedziłem szereg miejscowych domów poprawy i wiem, że nazwać ich więzieniami nie można. Stosunek do aresztantów i pokarm są dobre, praca polega wyłącznie na polewaniu ogrodów warzywnych, należących do francuskiej administracji, noszeniu wody i zamiataniu dziedzińców na terenie biur urzędowych.
Prawda, że w niektórych więzieniach widziałem grupy aresztantów, uwiązanych za szyję do wspólnego łańcucha. To sprawiało istotnie przykre wrażenie,