jednak nieraz spostrzegłem, jak więźniowie nagle odwiązywali się od łańcucha, gdyż byli przywiązani cienkiemi sznurkami, które się łatwo przecierały o żelazo. Z tem nagłem pozbawieniem się „więzów“ aresztańci mieli kłopot nielada! Biegali, zaglądali do wszystkich kątów, aby znaleźć jakiś sznurek i znowu się do łańcucha przymocować.
Innym razem znowu widziałem grupę „zbrodniarzy“, idących gęsiego na robotę. Wszyscy byli związani za szyję... cienkim sznurkiem, niemal nitką, wobec czego stąpali bardzo posuwiście i oględnie, aby tych „kajdan“ nie porwać.
Obserwowałem też pewnego aresztanta, noszącego kajdany na nogach. Spadły mu one pewnego razu, a biedak głowił się nad tem, żeby je zpowrotem umocować na nogach.
Łańcuchy i kajdany więźniów tubylczych wyrażają właściwie tylko ideę pozbawienia wolności, lecz nie samo pozbawienie jej, gdyż te łańcuchy nie mogłyby nikomu utrudnić ucieczki.
Na Tamarze mieściło się najcięższe więzienie oraz kilka wiosek murzyńskich.
Rodzina latarnika, pozostająca na niezaludnionej północnej połowie wyspy, prowadziła życie samotne. Przed oknami domu ciągnęła się bezbrzeżna pustynia Oceanu, a z drugiej strony — wierzchołki drzew i haszcze dżungli. Komunikacji stałej z Konakry niema, i tylko raz na tydzień państwo Ridel mogą odwiedzić miasto i poczynić potrzebne zakupy. Założyli sobie na wyspie mały warzywny ogródek u podnóża skalistego brzegu, siecią łapią „sardynki“, czyli poprostu różne drobne rybki.
Na werandzie i po cementowych stopniach schodów, prowadzących na szczyt latarni, śmigają duże barwne jaszczurki; nad domkiem krzyczą rybitwy i mewy, czasem zakwili orzeł-rybak...
Ciężkie jest życie latarnika! A jednak z jaką uprzejmością i gościnnością przyjęła nas ta rodzina, rzucona
Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/86
Ta strona została skorygowana.