trochę statków drewnianych i żelaznych, łoże, pokryte matami — to wszystko, chociaż w każdej chacie mieściło się po kilka naraz rodzin. Tuż przy domkach wieśniacy założyli małe pola manjoku. Proso rośnie na roli, ukrytej w brussie i nieraz dość odległej od siedzib właścicieli. Po raz pierwszy widziałem tu manjok; jest to wysoka roślina o ładnie wykrojonych liściach, mająca na korzeniach grube, jadalne narośla, podobne z formy i ze smaku do wygiętych i wydłużonych ziemniaków.
Manjok (Manihot utilissimum) spotyka się tu w dwóch odmianach — słodkiej i gorzkiej. Oba gatunki są jadalne, z wyjątkiem pewnego okresu, gdy gorzki manjok jest trujący. Pod wpływem nieznanych czynników, fizycznych czy bakterjalnych, niektóre części składowe korzeni manjokowych (glukozydy) wytwarzają trujący kwas pruski[1].
Widzieliśmy tu domową fabrykację oleju palmowego. Dwie kobiety wrzucały do drewnianego moździerza ziarnka palmowe i rozbijały je na miazgę ciężkim tłokiem. Wyciekający z rozbitej masy olej zlewano do dużego „kanari“ — glinianego garnka.
Pół drogi zrobiłem pieszo, lecz upał wzrastał. Nasz termometr pokazywał +51°C na słońcu. Stanowczo za dużo! Chowam ambicję do kieszeni i włażę pod zbawczy daszek z liści palmowych, zacieniający hamak.
Czterech tęgich murzynów poniosło mnie dalej lekkim krokiem.
Przyglądałem się podłużnym czaszkom o mocnych sklepieniach, wytrzymujących wielkie ciśnienia, i spiżowym, do czarnych kolumn podobnym szyjom.
Nie czułem się dobrze, zawieszony w hamaku na tych czterech słupach i czterech mocnych głowach. Białego człowieka ogarnia w takiej sytuacji uczucie zakłopotania i wstydu. Miejscowi ludzie uspakajali
- ↑ H. Pobeguin. L. c.