Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

się kilkunastu aresztantom, zajętym poza murami koszykarstwem. Więźniowie włóczą się bez dozoru po lesie, rąbią drzewo i karczują pnie, pracują na polach manjoku, kukurydzy i prosa, noszą wodę.
Jeszcze w drodze, patrząc na potężne karki i mięśnie niosących hamaki murzynów-aresztantów, myślałem, że pięknie wyglądalibyśmy na innej wyspie wygnania — na Sachalinie rosyjskim, gdyby tam nas konwojowali więźniowie!
Z pewnością nie donieśliby inspektora więzień i jego gości do celu wyprawy. Bez wątpienia zbiegliby wszyscy, pozostawiając nas z poderżniętemi gardzielami na drodze.
Gdy naczelnik więzienia oprowadzał nas po swych smutnych posiadłościach, znowu powróciła mi ta sama myśl. Coby uczynić mogły te dwie setki zdrowych, silnych aresztantów, gdyby się zbuntowały?
Otwierają cele i pokazują je nam. Niepociągający widok, lecz w politycznem więzieniu w Rosji carskiej i w Rosji sowieckiej miałem gorsze, ciemniejsze i brudniejsze cele...
Europejski aresztant kryminalny w więzieniu na Loos przesiedziałby tyle, ileby sam zechciał. A gdyby mu się to sprzykrzyło — w ciągu godziny byłby na wolności, przedłubawszy cienką glinianą ścianę lub przewierciwszy dziurę w trzcinowym dachu...
To więzienie było wyłącznie dla uczciwych, przekonanych o sprawiedliwości wyroku zbrodniarzy, którzy postanowili termin kary odbyć sumiennie.
Terminy te były nie małe — od 10 do 15 lat...
— Czy uciekają ci ludzie z Loos? — zapytałem naczelnika więzienia.
— Z wyspy — nie, z więzienia — tak! — odparł krótko.
— Cóż robią na wyspie, gdy uciekną?
— Zaszyją się do brussy, ukryją się w skałach, żywią się dzikiemi owocami, łapią ptaki, jaszczurki, węże, szczury; lecz, gdy przyjdzie pora ulewna, zja-