wiają się i, otrzymawszy parę lat dodatkowych, znowu się osiedlają wśród tych murów... — objaśnił znużonym głosem naczelnik więzienia.
— Dlaczegóż nie uciekają z Loos gdzieś dalej, na ląd? — pytałem.
— Próbowali, lecz nie udało się nikomu, bo rekiny pożerają śmiałków — objaśnił p. Pourroy, podchodząc do nas. — A teraz zaprezentuję państwu całą kolonję więzienną.
Wkrótce już staliśmy w czworoboku, utworzonym przez aresztantów.
Byli tu przeważnie ludzie, skazani za kradzież bydła. Skradzionego wołu lub barana pędzą złodzieje w niedostępne haszcza dżungli i, mając na pewien czas podostatkiem mięsa, przebywają w słodkiej bezczynności, brzdąkając na jednostrunnej gitarze lub mrucząc jakąś piosenkę o słowach prostych i naiwnych, jak dusza czarnego zbrodniarza. Śpiewa przyszły aresztant w ten mniej więcej sposób:
Szumi dżungla, szumi,
Żółty i zielony gąszcz...
Bailu sam jeden w dżungli,
Jest syty Bailu, o, bardzo syty — Bailu!
Z różnych urwanych zdań przekonałem się, że wzrost zbrodni wszelkiego rodzaju jest proporcjonalny do ilości murzynów, mających bliższe stosunki z „białymi“.
„Biały demoralizuje czarnego“ — twierdzą znawcy Afryki. — Demoralizuje nieraz bezwiednie, nieraz nawet mając na celu dobro murzyna.
Szereg przyczyn może się na to złożyć. Klimat Afryki i społeczna organizacja murzyńska wytworzyła pewien, ściśle ustalony tryb życia tubylców. Niech cośkolwiek: powierzchowne i niepraktyczne wychowanie, dane przez europejczyka, nagły a nieodpowiadający wysiłkowi murzyna zarobek, przypadkowe wyrwanie tubylca z ramek codzienności, podsycanie jego ambicji itd. — zburzy od wieków określone formy