Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

są syte i odziane, nie mają mężów, lecz fetysze, pomne na wszystko, posłały tłum samotnych mężczyzn na wyspę, a płot więzienia „panter“ taki niski, że nikogo nie może odstraszyć...
Kilka zdań, rzuconych nieznacznie, mimowoli, dało mi dużo do myślenia i wzbudziło chęć do zrozumienia prawdziwej tragedji „panter“. Teraz, po wielu rozmowach na ten temat, po przewertowaniu niejednej, dość oględnie i wstydliwie mówiącej o ludożerstwie książki, widzę przed sobą obraz, pełen ruchu i głębokich przeżyć.
Można o nim słyszeć w Gwinei, tak samo, jak w Kongo lub w Liberji...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Skwar zwiększał się z każdym dniem. Już ostatecznie wyschła cała roślinność brussy. Wszystkie dzikie owoce pospadały, stając się łupem termitów, lub rozsypując się na drobny pyłek. Pękać zaczęła ziemia, spalona i wyschła na kamień. Głodne szczury i myszy polne całemi zgrajami rzucały się na chaty we wsiach, aby porwać resztki zapasów. Stada zgłodniałych małp po kilka razy już przetrząsały ziemię na polach arachidów i manjoku, walcząc o każde ziarnko i każdy korzonek — z dziećmi, włóczącemi się po polach i brussie w poszukiwaniu pokarmu. Po domach dojadano już resztki prosa i ryżu. Głód zaglądał do każdej chaty, aż wszedł do wsi i, jak potężny, wszechwładny król, rozsiadł się na złoto-czerwonej suchej ziemi i jął porywać ofiarę po ofierze. Najpierw wymierać zaczęli ludzie starzy, słabi i bezpomocni, później niemowlęta, nie znajdujące mleka w wyniszczonych głodem piersiach matek...
Pomoc znikąd nie przychodziła i znikąd jej nie oczekiwano.
A wtedy właśnie przybył do wsi z dżungli, gdzie miał swoją kryjówkę w skałach, wysoki, poważny człowiek o nieruchomych, gorejących oczach...