Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/119

Ta strona została przepisana.

Gdzie stoi kościół katolicki, tam jeszcze niedawno szumiał święty gaj, a w nim król-kapłan składał ofiary w dzień święta Tense.
Kontrasty na każdym kroku, każdej chwili pobytu w Uagadugu!
Pomyśleć tylko, że obok siebie istnieją takie zjawiska, jak absolutny monarcha Moro-Naba i demokratyczny przedstawiciel republikańskiej Francji! Dziwna instytucja naśladujących kobiety paziów soroné i — bogobojne, ciche siostry-misjonarki; naczelnik eunuchów i arcy-czarownik, obok nich poważny, brodaty zakonnik katolicki; dynastyczne „gri-gri“, ukryte w pałacu, i — prosty krucyfiks na wielkim ołtarzu kościoła; tradycyjny bezczyn króla i — gorączkowa praca w składach bawełny, w garażach samochodowych, w elektrowni, oświetlającej miasto, w fabryce lodu sztucznego, w sklepach i biurach urzędowych i prywatnych!
Gdy samochód stanął przy naszym domu i wkrótce pozostałem sam w swoim pokoju, zwaliło się na mnie brzemię myśli, krzyżujących się w nieładzie, wikłanych przez paradoksalność kontrastów, nie mogących narazie znaleźć dla siebie łożyska.
Dopiero w parę godzin później, będąc w domu komendanta Michela i rozmawiając z nim i z jego rodziną, dobrze obznajmioną ze stosunkami miejscowemi, zacząłem powoli doprowadzać do porządku swoje różnorodne wrażenia.
Noc już zapadła i Uagadugu tonęło w ciszy. Zrzadka tylko dolatywały przez szpalery drzew, otaczających dom komendanta, odgłosy kroków włóczących się bez celu murzynów, dalekie szczekanie psów i trąbienie samochodu, zdążającego do miasta od strony Bobo-Diulasso. Niebo drgało na horyzoncie łuną, podnoszącą się coraz wyżej i wyżej nad płonącą brussą.
Komendant opowiadał mi dzieje francuskich wojsk, dążących od północy w dobie zajęcia Sudanu. Pani Michel krzątała się koło stołu; młoda, przystojna,