Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/120

Ta strona została przepisana.

dzielna córka ich, wysportowana i pracująca w biurze ojca, jako sekretarka i tłumaczka, deklamowała mojej żonie piosenki Mossi; p. Delavignette robił na poczekaniu rymowany przekład francuski tej poezji tubylczej; fruwały nietoperze i nocne ptaki; leniwie wyciągały się pod stołem i głośno mruczały dwa małe lwy.
Żona moja zaczęła grać na skrzypcach starożytne melodje francuskie...
Wszyscy umilkli.
Myśl moja poleciała wstecz przez wieki, kiedy samotna królewna Złotego Wybrzeża zapuściła się w niebezpieczną, dziką dżunglę i, wiedziona tylko sercem, znalazła sobie męża-tropiciela i myśliwego Riarego, który jako znak zdobycia kłów słoniowych nosił hełm z białego kalebasa, ozdobionego wieńcem z kori i ogonem końskim.
Nie wiedziało wtedy tych dwoje ludzi, że ród ich przetrwa stulecia i że w dobie, gdy będziemy przecinali tę dżunglę, ich potomek, okryty purpurą królewską, przechowa wiernie pamięć o nich, ich amulety i potężne gri-gri — fetysze odwiecznej dynastji.