— To znaczy — „zwycięzca śmierci“... — odparł młodzieniec. — Kurita porzucił pałac ojca, wyrzekł się praw królewskich dla siebie i całego swego potomstwa i, żeby nie trwożyć swym widokiem młodszego brata, obranego na Moro-Nabę, poprzysiągł, że nigdy ani on, ani jego potomkowie nie staną przed oczami władcy. Król zaś nadał swemu bratu Kuricie dziedziczne prawo do świętego tytułu.
— Więc i ty, Tiugu, zostaniesz po śmierci ojca Kurita? — zapytał myśliwy.
— Tak! — odparł młodzieniec. — Należę do nieskończonego łańcucha dziedzicznych Kuritów z Belusy. Każdy Moro-Naba, a nawet każdy książę Mossi, ma swoich Kuritów, lecz tylko my jesteśmy otoczeni poszanowaniem naszego ludu w takim samym stopniu, jak osoba króla. On włada życiem, majętnością i śmiercią Mossi, my — ich duszami. Nikt w niczem sprzeciwiać się nam nie może. Moglibyśmy nawet zasiąść na tronie w Uagadugu, lecz spełniamy wolę i przysięgę pierwszego Kurity, syna Ubri. W tem jest moje nieszczęście i ból mego serca!
Młodzieniec ze smutkiem pochylił głowę i wpadł w zadumę.
— Chciałbyś mieć na swych barkach purpurowy płaszcz Moro-Naby? — rzucił biały szydercze pytanie.
— O nie! — zawołał Tiugu. — Taka myśl nie powstała w mojej głowie! Nieszczęście moje jest inne... i większe.
Umilkł. Milczał też biały człowiek.
— Opowiem ci o tem, co mnie przywiodło do twego namiotu — zaczął Tiugu. — W rodzinie Kurity z Belusy przechowywana jest czystość krwi. Nikt dotąd nie odważył się wprowadzić żony z rodziny, nie związanej z dynastją. Mój pradziad był ożeniony z dziewczyną z domu książąt Busuma, dziad — z córką króla z Jatengi, dziewczyną, która była „naba-Poko“[1], bo
- ↑ Tłumaczenie: Król-kobieta.